Czy coaching to temat wyłącznie dla dużych korporacji?
Czy też narzędzie przydatne również w małym biznesie?
O tym, jak i o innych zagadnieniach związanych z coachingiem rozmawiamy z Anną Drabek – międzynarodowym coachem ICF.
Zacznijmy od definicji – coach, czyli kto?
Coach pomaga odkryć indywidualny potencjał klienta, potrzebny do rozwiązania jego problemów. Zajmuje się wspieraniem rozwoju osobistego, kompetencjami, zmianami w życiu prywatnym i zawodowym. Profesjonalny coach musi posiadać odpowiednie kompetencje i umiejętności do wykonywania zawodu, dzięki którym jest godnym towarzyszem klienta w procesie prowadzącym do przemieszczenia go z jednego miejsca w drugie – lepsze, bardziej pożądane. Celem każdego coacha jest wzmocnienie klienta, wspieranie, motywowanie i kibicowanie mu w samodzielnym dokonywaniu zamierzonej zmiany w oparciu o jego własne odkrycia, wnioski i zasoby.
A zatem, zacznijmy od podstawowego zarzutu, a może stereotypu, jaki krąży wśród przedsiębiorców. Praca coacha jest niemierzalna. Często posługujemy się tu porównaniem do wędki i ryby. Coach nie daje ryby tylko wędkę, a więc nie bierze odpowiedzialności, czy ja, jako przedsiębiorca, złowię tę rybę czy nie. W efekcie istnieje ryzyko, że pieniądze wydałem, a ryby i tak nie zjadłem i nadal chodzę głodny.
Coaching prowadzi do wyraźnej i mierzalnej poprawy sytuacji osób lub firm, które z niego korzystają. Warto również zwrócić uwagę, iż zwrot z inwestycji w coaching, według wskaźnika ROI, jest imponujący. Potwierdzają to między innymi badania PricewaterhouseCoopers, na zlecenie ICF GLOBAL opublikowane w 2009 r., badania przeprowadzone przez „A Better Perspective”™ w 2009 r. czy raporty „The Economic Times”, które wykazują, że dzięki coachingowi wzrasta między innymi: wydajność organizacji, wykorzystywanie indywidualnego potencjału, satysfakcja z wykonywanej pracy, pewność siebie. Do tego, firmy korzystające z coachingu zanotowały średnio 7-krotny zwrot z inwestycji. Aż 96 procent klientów wskazało, że ze względu na wysoką skuteczność, skorzystaliby z coachingu ponownie.
„Wierzę, że każdy ma wiele zasobów, by zmieniać to, co niesatysfakcjonujące. Rozumiem też, jakie tkwią w nas mechanizmy obronne i jak ciężko je przezwyciężyć lub wykorzystać na naszą korzyść”. To Pani cytat. Podejrzewam, że wielu czytelników wyczuje tu taką nowomowę biznesową w stylu „jesteś zwycięzcą”.
Popularny ostatnimi czasy filmik absolutnie nie jest coachingiem, ani niczym, co przypomina jakikolwiek proces coachingowy. W przywołanych przez Pana słowach mówię o zasobach, które klient już ma. Czasami te zasoby są dość zakurzone, zapomniane, czy po prostu klient stracił w nie wiarę. Za zasoby wspierające uważa się wszelkie pozytywne rzeczy które klient już ma, na przykład chęć rozwoju, wiedzę, umiejętności, optymizm, konsekwencję, wpojone wartości, po które może sięgnąć. Coach nie wmawia nikomu, że skoro ma dwie ręce i dwie nogi to może wszystko! Coach raczej będzie pytał klienta, czy to, co chce zrobić, osiągnąć, zmienić, jest dobre dla niego lub innych. Następnie, czy naprawdę jest mu to potrzebne? Z jakich powodów jest to dla Niego ważne? Czy posiada odpowiednie zasoby? Jeśli, tak, to jakie? Jeśli nie, czego mu brakuje? Sprawdzi też, z jakich przyczyn klient do tej pory nie realizował celu, czego mu zabrakło. Coach będzie drążył i sprawdzał cel z każdej strony, aby i on, i klient byli w pełni świadomi i pewni słuszności obranej drogi. Mówiąc, że rozumiem, jakie tkwią w nas mechanizmy obronne, mam na myśli naszą strefę komfortu, w której często się zamykamy i nie chcemy z niej wyjść. Jest to tendencja do poruszania się po linii najmniejszego oporu. Robienie tego, co dobrze znane, sprawdzone, rutynowe, czasami łatwiejsze. Jest to tak zwana bezpieczna przestrzeń. Często nie zdajemy sobie sprawy, że w kółko powtarzamy schematy zachowania, nawet te, które nam nie służą.
Większość naszych czytelników stanowią osoby prowadzące niewielkie firmy. Dla nich, coaching często brzmi trochę górnolotnie, jak kaprys „ludzi z korporacji”. Nie ma na to czasu, bo tu się walczy, żeby przeżyć.
To właśnie właściciele małych firm często najchętniej korzystają z pomocy coacha. Warto na początku swojej samodzielnej drogi móc jasno określić cel i możliwe sposoby jego osiągnięcia, zamiast zdawać się na ślepy los. W niewielkich firmach nie ma wsparcia rozbudowanych systemów motywacyjnych i szkoleniowych, jakie oferują wielkie korporacje. Właściciele i pracownicy są zdani sami na siebie. Nie zapominajmy, że każda korporacja wyrosła z małej firmy, której założyciel miał wizję celu, nie poddawał i rozwijał firmę. Niestety nie każdy, kto zakłada firmę, ma tak krystalicznie określoną drogę do celu i wie dokładnie, co może zrobić, aby dotrzeć tam, dokąd chce dojść. I tu właśnie często przydaje się coach.
Załóżmy, że prowadzę firmę. Zatrudniam trzy osoby. Doszliśmy w naszym procesie rozwoju do momentu, w którym wychodzimy już na swoje, ale stanęliśmy w miejscu. Nie potrzeba nam szkolenia, szukamy sposobu, jakich zmian dokonać w zespole, by pójść krok dalej. Nagle pojawia się pomysł – zatrudnijmy coacha! Gaśnie on jednak równie szybko, jak się pojawił, bo pada argument, że jak ktoś z zewnątrz może nam pomóc w rozwoju biznesu, którego nie zna… Co Pani na to?
Jeżeli szkolenie czy doradztwo specjalisty w danej dziedzinie nie sprawi, że klient będzie potrafił wyjść z impasu, to zapewne przydałby mu się coach, i to najlepiej taki, który nie będzie mu doradzał i przekazywał swojej mapy myśli. Pamiętajmy, że rozwiązania wygenerowane przez innych wcale nie muszą być najlepszą drogą dla nas. Gdyby coach podpowiadał, by łby po prostu mentorem lub doradcą, w efekcie stałym konsultantem. Ideą coachingu jest danie klientowi poczucia sprawczości i wiary we własne zasoby, nie zaś uzależnianie klienta od siebie, pogłębianie jego przekonania, że bez doradcy nie da sobie rady. Jest to idea dawania metaforycznej wędki, a nie ryby.
Czy może nam Pani na bazie swojego doświadczenia opisać jakiś przykład, w którym problem został rozwiązany właśnie dzięki coachingowi? Zależy mi, żebyśmy zobrazowali sobie, o jakich kłopotach mówimy. Na jakiego rodzaju problem dobry jest coach, a gdzie trzeba sobie jasno powiedzieć, że tu potrzeba kogoś innego?
Aby zobrazować w pełni konkretny przykład, gdy problem został rozwiązany, należałoby napisać osobną pracę tylko na ten temat. Oczywiście bez ujawniania jakichkolwiek danych klienta, ponieważ coaching jest poufny.
Podzielę się za to informacją, z jakimi problemami lub celami zgłaszają się na coaching klienci. Klienci biznesowi to często właściciele przedsiębiorstw, prezesi, dyrektorzy, czy wyżej postawieni managerowie, którym samym zależy na rozwoju swojej kariery, satysfakcji z pracy, harmonii między pracą a domem.
Chcą rozmawiać o inwestycjach, wyznaczaniu i realizacji nowych, dalekosiężnych celów, realizacji marzeń, niekoniecznie tych biznesowych. Tu mogą się pojawić tematy od: „mam wszystko, co chciałem i wcale nie czuję się z tym bardziej szczęśliwy”, poprzez: „pragnę być cenionym i szanowanym ekspertem w swojej pracy”, do: „pragnę lepiej motywować klientów lub pozyskiwać kontrahentów”.
Klienci indywidualnymi natomiast przychodzą z z chęcią zmiany pracy, założenia własnej firmy, czemu towarzyszą różne blokady, z problemami dotyczącymi między innymi: niesprecyzowanych celów życiowych, braku decyzyjności, czy wreszcie relacji personalnych.